
"Z małym dzieckiem to można tylko nad morze jeździć, babki z piasku stawiać i czubki palców moczyć" - taka opinia dominuje w naszym społeczeństwie.
Dobroczynny wpływ jodu na nasze zdrowie jest faktem niewątpliwym, jednak dalsze części składowe wyżej przytoczonej (uproszczonej rzecz jasna) opinii są dla mnie mocno dyskusyjne...
Wyjazd z małym dzieckiem powinien - zdaniem samozwańczych ekspertów - odbywać się w lipcu (najgorsze tłumy), prowadzić do Ustki, Łeby czy innego kurortu, do ośrodka wypoczynkowego czy innego pensjonatu. Jak Wam się to podoba? Nam ani trochę!
Dlatego, choć jeździmy nad polskie morze - to po swojemu.
Po pierwsze, zazwyczaj w sierpniu, kiedy jest trochę mniej ludzi. Po drugie, pod namiot. Roczne czy dwuletnie dziecko może być świetnym traperem.
W CO SIĘ BAWIĆ i czym się zajmować nad morzem?
Otóż nad morzem (a konkretnie w Dębkach, dokąd jeżdżę już od ponad 20 lat) można:
- kąpać się;
- spacerować po plaży;
- lepić babki z piasku, budować zamki, rzeźbić i pisać patykiem po mokrym piachu;
- kąpać się w morzu, czyściutkiej Piaśnicy lub pobliskim Jeziorze Żarnowieckim;
- spacerować po lesie, nawet do sąsiedniej Białogóry (przy okazji zbierać jagody i grzyby);
- łowić ryby (nawet jeśli ma się 5 lat);
- skakać po kałużach w kaloszach i pelerynie przeciwdeszczowej;
- włazić na drzewa i drzeć spodnie;
- budować łódki z kory;
- spać w paśniku dla zwierząt na sianie;
- pływać pontonem po Piaśnicy;
- kolekcjonować kwiaty do zielnika;
- poznawać różne sposoby gry w gumę (zróżnicowanie regionalne!);
- zwiedzać okoliczne atrakcje turystyczne np. skansen w Nadolu, kościół w Żarnowcu, Groty Mechowskie, latarnie morskie Stilo i Rozewie, zabytki Trójmiasta (gdańska Starówka, gdyński port, sopockie molo, zoo w Oliwie), Hel, Puck i całą masę innych, ciekawych miejsc.
Można by tak wymieniać bardzo długo. Dość powiedzieć, że prawie wszystkie te sposoby wypróbowali moi Rodzice podczas pewnego deszczowego lata 20 lat temu, kiedy spędziliśmy 3 tygodnie pod bezustannie mokrym namiotem. I dzięki temu były to najpiękniejsze wakacje mojego dzieciństwa!
I jeszcze kilka rad z własnego doświadczenia (już jako rodziców):
* Na plażę lepiej nie wybierać się "wtedy, kiedy wszyscy", czyli w najgorętszych godzinach dnia (12-15), kiedy słońce operuje z największą siłą, zresztą przyjemniej jest na pustej plaży z rana czy po południu, a przez te kilka godzin pośrodku dnia można pospacerować w leśnym cieniu czy zjeść obiad;
* Droga na plażę powinna omijać ruchliwe deptaki i główne przejścia przez wydmy. Po pierwsze dlatego, że w takich miejscach jest zawsze wielu ludzi, straganów z tandetą i niestety, spore ryzyko kradzieży kieszonkowej. A po drugie, znacznie ważniejsze - w tłoku rośnie ryzyko zgubienia dziecka, czego nikomu nie życzę. A zestresowany maluch może nie umieć z siebie wykrztusić swojego imienia i nazwiska, a co dopiero - tymczasowego adresu na letniej kwaterze! Oczywiście, należy uczyć dziecko takich p odstawowych danych, ale co innego recytować je przed mamą, a co innego - odpowiadać na pytania kogoś obcego...
* Nad wodą dziecka trzeba koniecznie bez przerwy pilnować, nie spuszczać go z oka! Nigdy nie wiadomo, co może mu strzelić do głowy. Przed rozgoszczeniem się na plaży warto sprawdzić okolicę, czy nie poniewierają się w piasku śmieci, kawałki szkła itp, oraz dno morskie, czy nie tworzy niespodziewanie zdradliwych głębin. Maluch musi wiedzieć, że do wody wolno mu wejść wyłącznie w towarzystwie dorosłego i nie wolno mu się zbytno oddalać od opiekuna. Ilekroć jestem nad morzem, słyszę o dzieciach, które padły ofiarą rodzicielskiej niefrasobliwości, różnych "odwróciłem się tylko na chwilę" czy "pilnowałam ich z brzegu". W Dębkach szczególnie niebezpiecznym miejscem jest ujście Piaśnicy (gdzie zresztą przewalają się okropne tłumy!) - rzeka wpadając do morza rzeźbi dno, tworzy płycizny i głębiny, naprawdę nietrudno o przerażającą przygodę! Przykro wprowadzać tak smutny wątek, lecz niestety wielu tragediom zapobiegłoby proste przestrzeganie zasad ostrożności.
Malwina i Artur Flaczyńscy